Dzieci i bajki

Quizy

Drukuj Email

 

Brzydkie kaczątko

 

 

    Przy dróżce, tuż obok płotu, przy którym rosły malwy, siedziała kaczka i wysiadywała jaja. Każde nowo wyklute kaczątko witała głośnym:

   -  Kwa, kwa, kwa.

   Z wielką dumą i radością obserwowała, jak wykluwają się jej dzieci. Jedno po drugim przychodziły na świat. Zostało jeszcze tylko jedno jajo, ale kaczątko długo nie chciało się wykluć. Jajo to było znacznie większe niż inne i kaczka myślała, że wykluje się z niego bardzo dorodny maluch.

   Małe kaczuszki bardzo niecierpliwiły się, kiedy mama siedziała długo na gnieździe. Chciały iść już na podwórko i pochwalić się, że umieją już chodzić, a przy okazji zobaczyć, co znajduje się za płotem. Ale matka nie pozwalała im oddalać się od siebie.

   - Dzieci nie mogą chodzić same, to bardzo niebezpieczne. Poczekajcie jeszcze chwilę na braciszka albo siostrzyczkę i zaraz wszyscy pójdziemy na podwórko.

   Kaczęta jednak dalej marudziły i piszczały tak głośno, że usłyszała je indyczka, która właśnie wyszła na spacer ze swoimi dziećmi. Przywitała się grzecznie z kaczą mamą, a potem zapytała:

   - Dlaczego nie zaprowadzisz dzieci na podwórko?

   Wtedy kaczka pokazała jej ostatnie jajo, na którym wytrwale siedziała.

   - To jest jajo strusia – powiedziała indyczka - W zeszłym roku też takie miałam. Same z nim były problemy. Zostaw je i zajmij się swoimi dziećmi. Dobrze ci radzę.

   Kaczka jednak nie posłuchała jej rady i siedziała dalej. Nareszcie, po kilku minutach, jajo zaczęło pękać. Kaczka z wielką niecierpliwością czekała na ostatnie dziecko, jednak kiedy je zobaczyła była bardzo zaskoczona. Maleństwo było większe niż reszta kaczątek i nie było żółte, a szare. Nie bardzo jej się to podobało, ale pomyślała, że zaprowadzi dzieci nad staw i sprawdzi czy jej ostatnie dziecko będzie pływało z resztą rodzeństwa. Wiedziała bowiem, że strusie nie potrafią pływać.

   Chcąc iść nad staw, który znajdował się po drugiej stronie gospodarstwa, musiała przejść przez podwórko. Wszystkie kury, kaczki, indyki i nawet kogut byli zachwyceni dziećmi kaczki.

   - Piękne masz dzieci, takie ładne i żółciutkie – mówiły. Ale zaraz zmieniały zdanie, gdy zobaczyły ostatnie kaczątko.

   - A to co za brzydactwo? - pytały – Jakie ono nieładne, takie duże, szare i jakieś niepodobne do reszty.

   Kaczątku było przykro słuchać takich uwag, ale już z dala widziało wodę w stawie, i już cieszyło się, że będzie mogło popływać.

   Okazało się, że wszystkie kaczuszki, nawet to duże pięknie pływają.

   „Ono czuje się jak kaczka w wodzie, czyli nie jest to strusie dziecko” - pomyślała mama kaczka. Okazało się, że brzydkie kaczątko pływa nawet lepiej niż jego rodzeństwo.

   Niestety to nie wystarczyło, żeby inne zwierzęta zaakceptowały kaczątko, nadal się z niego wyśmiewały, dokuczały mu, szczypały albo popychały. Nawet gospodyni szturchała je i pilnowała, aby pierwsze zawsze najadły się kaczki, a potem jak coś zostało, to mogło zjeść brzydkie kaczątko. Ale nie zawsze zostawało coś do jedzenia i często kaczątko chodziło głodne.

   Pewnego dnia, gdy kaczątko szukało czegoś do jedzenia, usłyszało:

   - Patrzcie, jakie to kaczątko jest brzydkie – mówiły do siebie wróble i pokazywały je skrzydłami.

   Tego było już za wiele. Kaczątko przeszło przez dziurę w płocie i na zawsze opuściło podwórko.

   Szło i szło, aż zawędrowało nad wielkie, błękitne jezioro, gdzie mieszkało stado dzikich kaczek.

   - Możesz tu zamieszkać z nami – powiedziały – ale nie możesz ożenić się z żadną z naszych pięknych kaczych panien.

   "I tak nie zwróciłyby na mnie uwagi, jestem zbyt brzydkie” - pomyślało kaczątko.

   Kacze panny nie zwracały na niego najmniejszej uwagi, ale zaprzyjaźnił się z kilkoma kaczorami i razem wypływali na poszukiwanie jedzenia, robili długie wycieczki, próbując dotrzeć na drugi brzeg jeziora. Nigdy im się to jednak nie udało, bo jezioro było zbyt rozległe. Podczas jednej z takich wypraw, kiedy odpłynęli daleko od gniazd, usłyszeli huk dochodzący od strony szuwarów. Kaczątko nie wiedziało co się dzieje, ale kaczory krzyknęły:

   - To polowanie!

   Kaczątko ze zdumieniem obserwowało, jak z trzepotem skrzydeł podrywają się ptaki, jeden za drugim. Potem usłyszał znów strzały, a one bezwładnie spadały do wody. Kiedy wszystko ucichło okazało się, że ponad połowa stada zginęła. Kaczki od tej pory były smutne i osowiałe. Wkrótce opuściły szuwary udając się na coroczną podróż, ale kaczątko nie poleciało z nimi, bo nie podołałoby tak długiej wędrówce.

   Po odlocie kaczek dni robiły się coraz chłodniejsze, ostatnie liście spadały z drzew, a zimny wiatr gnał po niebie ciężkie, deszczowe chmury. Trzciny nie dawały dobrego schronienia przed ulewami, wiatrem i zimnem, kaczątko więc postanowiło opuścić szuwary i znaleźć inne miejsce, w którym będzie mu cieplej.

   Wędrując tak, pewnego dnia zobaczyło niewielką chatkę. Przez uchylone drzwi kaczątko wślizgnęło się do środka. Było tam jasno, czysto i co najważniejsze – ciepło. Gospodarzy nie było w domu, w kącie spało stare psisko, a po izbie chodziła gruba, brązowa kura.

   - A co to takiego? - zapytała kura

   - W życiu nie widziałem brzydszej kaczki – dodał pies, który właśnie się przebudził.

   - Pozwólcie mi tu zostać – powiedziało kaczątko – Na dworze jest zimno i strasznie pada, a ja nie mam się gdzie podziać.

   Zwierzęta przez chwilę namyśliły się.

   - Hm... możesz tu zostać, ale pod warunkiem, że będziesz znosić jajka – powiedziała kura – wtedy ja nie będę musiała tyle pracować. Siadaj i zanim wróci gospodyni masz znieść przynajmniej dwa jaja.

   Kura ustąpiła jej miejsca przy kominku. Kaczątku szybko zrobiło się przyjemnie ciepło i nawet przysnęło. Nagle obudziła je kura, była oburzona, że kaczątko nie zniosło ani jednego jaja, i wyrzuciło je z domu.

   - Tu nie ma miejsca dla darmozjadów – krzyczała za odchodzącym kaczątkiem – Nie umiesz znosić jaj, to nie możesz tutaj zostać.

   Kaczątko znów znalazło się na dworze. Padał zimny, ulewny deszcz, wiał silny wiatr, tak że kaczątko z trudem szło naprzód. Po długiej wędrówce, wyczerpane, głodne i zziębnięte, dotarło nad niewielki staw. Następnego dnia pięknie świeciło słońce i kaczątko wypłynęło na środek stawu. Chciało trochę ogrzać się w słońcu. Na drugim brzegu stawu zauważył białe ptaki, które bardzo mu się podobały. Były duże, eleganckie i śnieżnobiałe.

   - Jakie one są piękne! - kaczątko westchnęło i spojarzało na swoje odbicie w wodzie.

   Wkrótce nadeszła zima. Białe ptaki odleciały daleko i tylko kaczątko zostało samo nad stawem. Z żalem wspominało teraz jesień, kiedy było zimno, ale nie aż tak bardzo jak teraz. Biały śnieg przykrył wszystko co nadawało się do jedzenia, a staw zamieniał się powoli w zimną, twardą taflę.

   Pewnego ranka kaczątko obudziło się i zauważyło, że dookoła niego staw jest już prawie zamarznięty. Zaczęło więc pływać w kółko, aby i ta część stawu nie zamarzła. Niestety był tak wielki mróz, że w końcu i ta część stawu zamarzła, a kaczątko zostało uwięzione przez lód. Zapewne zginęlo by tam z głodu i zimna, gdyby nie dzieci, które przechodziły obok stawu i zauważyły biedne stworzenie. Uwolniły kaczątko z lodu i zaniosły do domu.

   - Mamo, tato zobaczcie co przynieśliśmy – wołały dzieci już od progu.

   Rodzice otulili kaczątko ciepłym kocem, nakarmili go i pozwolili dziecio zaopiekować się nim aż do wiosny, kiedy to zrobi się cieplej i będzie mogło wrócić nad staw.

   Dzieci zabrały kaczątko do swojego pokoju i zamierzały się z nim bawić.

   - Będziemy bawić się w myśliwych – powiedział chłopiec.

   W trakcie zabawy biedne kaczątko przypomniało sobie polowanie, kiedy to nad stawem wyginęły prawie wszystkie kaczki i tak się wystraszyło, że uciekło na dwór przez uchylone okno.

   I znów było mu zimno i niewiele jadło. Jednak z każdym dniem robiło się cieplej, a śniegu było coraz mniej. Wkrótce potem trawa zaczęła się zielenić, kwiaty kwitnąć, a słońce coraz mocniej grzało. Teraz kaczątko większość czasu spędzało nad stawem, gdzie jesienią widziało duże, białe ptaki. Miało nadzieję, że może znów je zobaczy.

   I rzeczywiście, pewnego dnia, gdy drzewa były całe zielone, ptaki wróciły.

   Kaczątko nie mogło się już powstrzymać i podpłynęło do nich, gotowe znieść ich przykre słowa na temat jego urody.

   Ale łabędzie nie odpędziły go, tylko otoczyły śnieżnobiałym kołem i powitały kaczątko.

   - Jak się nazywasz? - pytały.

   - Nie widzieliśmy piękniejszego ptaka, skąd się tutaj wziąłeś?

   Kaczątku zrobiło się przykro, że tak naśmiewają się z niego i spuścił głowę. Wtem zobaczył swoje odbicie w lustrze. „Co to? Czy to ja?” pomyślał. Zamiast szarego, brzydkiego kaczątka, zauważyło pięknego, dużego, białego łabędzia.

   Ptaki przyjęły go do swego stada, ofiarowały mu przyjaźń i miłość.

   I kaczątko, które nie wykluło się z kaczego, ani strusiego, ale z łabędziego jaja zostało na stawie, a ludzie, którzy tamtędy przechodzili mówili, że jest najpiękniejszym łabędziem jakiego kiedykolwiek widzieli.

 

www.ases.pl

 

Dzieci, zabawki i zabawy

Pogoda

statystyka